wtorek, 30 stycznia 2018

Moje rozpoczęcie sezonu czyli XIII wjazd na Równicę

   Są takie miejsca w kraju do których wlecze się motocykl albo nim jedzie właściwie bez żadnego celu. Ot tak dla wycieczki. Dotychczas tak myślałem o organizowanych od wielu lat przez Muzeum Motocykli Zabytkowych "Rdzawe Diamenty" w Ustroniu wjazdach w styczniu na Równicę.
   Bardzo się myliłem myśląc że jest to tylko wycieczka (które bardzo zresztą lubię). Może nie jest to misja jak można zobaczyć a plakacie ale jest to chęć spotkania motocyklistów dla których zimno i góry nie są straszne.
   Wiem, że w głowach waszych rodzi się myśl, że nie było w tym roku śniegu i jakie góry z są z Równicy. Dla pojazdu kilku konnego i będącego dwa razy starszym ode mnie wyzwanie to już jest.
   Technicznie cała impreza jest bardzo prosta. Spotykaliśmy się przed Muzeum o godzinie 12 skąd ruszyliśmy na górę. Tam tradycyjnie ognisko, kiełbaski, dyplomy i naklejki. Nic wielkiego i żadna misja z powodu dobrych warunków atmosferycznych. Po wymianie towarzyskich uprzejmości wróciliśmy do Muzeum. Cały czas jeździłem w zielonej kurtce przez co nikt nie uznawał mnie za motocyklistę...
   Obejrzeć tam można kilka unikatowych eksponatów oraz wiele bardzo ciekawych. Są one w posiadaniu Remika, który w ciekawy sposób dzieli się pasją do zabytkowych motocykli i potrafi o nich i przygodach z nimi mówić godzinami. Takie też dyskusje się tam odbywały i plan był przenieść je na niedzielę ale niestety czas nie pozwolił się pojawić ponownie w Muzeum. Myślę jednak, że będzie jeszcze nie jedna okazja do spotkania.
   Czy warto jechać 450 km dla 15km jazdy motocyklem? Padło już to pytanie w weekend i zdecydowanie odpowiadam, że tak. Większość zapewne twierdzi inaczej - oceniam to po rejestracjach motocykli spośród których najodleglejszą był Marek z Bydgoszczy.
   Za rok też postaram się być!


p.s. posiadacze współczesnych albo mocnych maszyn proszę miejcie na uwadze, że mając kilka koni nie da się bez problemu przyśpieszać pod górę, przez co często jesteście zawalidrogami jadąc strasznie nonszalancko

Wejście do Muzeum

Zbiory

Motocykliści przed wjazdem

Pamiątkowe zdjęcie na szczycie



czwartek, 11 stycznia 2018

Awaryjność naszych pojazdów. "Padliny" czy jednak pojazdy?

Nowy rok, nowy ja a motocykle coraz starsze.
    Po kilku latach jazdy zabytkiem pozwolę sobie stwierdzić, że w kwestii przejeżdżanych kilometrów jestem trochę powyżej średniej co chyba uprawnia mnie do napisaniu kilku słów o awaryjności używanych przeze mnie motocykli.
Na początku wyruszając gdziekolwiek bałem się, że nie dojadę do celu lub nie wrócę. Mimo tego, że nic się nie działo obawy te za każdym powracały.Czy słusznie? Jak to w życiu bywa odpowiedź nie jest jednoznaczna.
    Na szczęście teksty, które tutaj umieszczam mogą być całkowicie subiektywne i ten taki będzie. 

    Osoby które nie znają moich pojazdów muszą wiedzieć, że powstały one w latach 60 w krajach demoludów. Nie jest to aż tak prymitywny okres aby zastanawiać się czy na drogach był asfalt lecz w dobie deficytów materiałowych i wszechogarniającej biedy i tak było ciężko każdej maszynie użytkowanej i produkowanej w tamtym okresie. Mimo to wiele osób wspomina WSKi czy inne SHLki jako pojazdy wręcz niezniszczalne.
    Podtrzymam to stwierdzenie ale w odniesieniu do dzisiejszego użytkowania tych i wszelkich innych pojazdów z tamtego okresu. Dziś jeździ się nimi po prostu łatwiej i sprawniej wprowadzając kilka modyfikacji. Myślę tu o oponach, zapłonach, olejach, żarówkach, instalacjach elektrycznych, linkach i innych materiałach które się zużywają w motocyklu lub obecnie są wykonywane lepszej jakości. 
   Odezwą się puryści którzy nie dopuszczają takich zmian i trzeba ich za to szanować gdyż pojazdy zbliżone jak najbardziej do oryginału też powinny trwać. Osoby które posiadają takie motocykle najczęściej nimi nie jeżdżą lub robią to okazyjnie. 
   
   Nie za bardzo chcę poruszać zagadnienia bardziej czy mniej udanych konstrukcji które powstały. Każda marka popełnia błędy i w kwestii pojazdów które nie są użytkowane na codzień a do takich zaliczają się zabytki nie ma co poruszać typowych dolegliwości danego modelu. 
    Te typowe dolegliwości nie oszukując się najczęściej występują gdy użytkuje się pojazd nieodpowiednio lub nadmiernie. "Jak dbasz tak masz" jest bardzo celnym stwierdzeniem w kwestii trwałości pojazdów które posiadamy. Zarówno w kontekście estetyki o którą nie za bardzo dbam jak i sprawności mechanicznej. 

    Użytkowanie... Czy ktoś z was wiózł w koszu worek cementu? przyczepiliście do siedzenia skrzynkę z jabłkami czy inne cegły? Raczej nie bo nie ma takiej potrzeby i zwyczajnie żal wyremontowanego lub świetnie zachowanego pojazdu. Nie jestem w tej kwestii jednak tak ortodoksyjny jak niektóre osoby spotykane na zlotach, rozpoczęciach i zakończeniach sezonu czy innych miejscach gdzie pojazdy się tylko pokazuje. Pisząc to w głowie pojawia mi się stwierdzenie jakiegoś motocyklisty z Gniezna który na zakończeniu sezonu stwierdził, że barbarzyństwem jest przyjechać wyremontowanym Junakiem 40 km w normalnym ruchu ulicznym. Nie jest to barbarzyństwo bo do tego ta maszyna została stworzona - aby jeździć. Barbarzyństwem moim daniem natomiast jest użytkować ją codziennie jako swój główny środek lokomocji. Za duże ryzyko dla takiego pojazdu uczestniczyć w ruchu drogowym i żal go w taki sposób eksploatować. 

    Pisanie tego tekstu trwa już kilka dni i ciągle go zmieniam. Myślałem na początku, że zbliżę się chociaż troszeczkę do odpowiedzi. Nie jest to chyba możliwe w tego typu blogowym wpisie. Dziesiątki razy moje myśli odbiegają gdzieś na bok tworząc kolejne zdania do dopisania przedłużając tylko wypowiedź. Książkę można by napisać dywagując nad tym jakże luźno sformułowanym problemem.
    Pokuszę się jednak o jakieś rozwiązanie tego problemu.
    Odpowiedź sformułuję przez pryzmat współczesnej motoryzacji: jednak padliny. Ale pamiętajmy, że w okresie gdy wchodziły one do produkcji były marzeniem wielu ludzi. 
 
    Jeśli macie jakieś swoje przemyślenia w tym temacie to śmiało piszcie w komentarzach czy wiadomości.