sobota, 6 października 2018

Runda finałowa w Lutomiersku!

   Motocykl Moje Hobby... Znany wam periodyk? Jeśli nie to musicie nadrobić zaległości w motocyklowej literaturze. Poza periodykiem jest to też organizator ostatniej rundy MPPZ w klasie motocykli. 
   Nie inaczej było w tym roku. Roku wyjątkowym gdyż miało się pojawić bardzo dużo załóg w porównaniu do lat ubiegłych bo aż 60. Była to maksymalna ilość załóg które mogły wystartować mimo, że chętnych było więcej. Związane było to z ilością słynnych książeczek będących jednocześnie kartami drogowymi.

1. Piątek

   Po wcześniejszych wpisach ktoś nie znający MPPZ mógłby pomyśleć, że wyjechaliśmy przed świtem aby zdążyć na odprawę pierwszego dnia rajdu. Otóż nie. W Lutomiersku jeździ się w sobotę. Co nie zmienia faktu, że z powodu pracy po raz kolejny trzeba było jechać busem. Mam nadzieję, że przyszły rok coś zmieni i będzie można jeździć motocyklami na rajdy.
   Po dotarciu do celu i zakwaterowaniu w 12 osobowym domku do którego było ponad 12 chętnych zaczęliśmy się integrować i wspominać miniony sezon.

2. Sobota

   Powitała nas chłodem i pięknym słońcem. Było to zdecydowanie lepsze powitanie niż przewidywany deszcz i chłód. 
   Rozpoczęliśmy odprawą na której padło bardzo wiele informacji na temat trasy rajdu i itinerera. Ze smutkiem przyznam, że się w nich pogubiłem tak jak chyba znaczna część uczestników. Następnie WYLOSOWALIŚMY numery startowe oraz książeczki będące kartą drogową. Jest to odstępstwo od innych rajdów gdzie otrzymuje się numer startowy w chwili rejestracji. Nie udało się, nie jechałem z tatą jeden po drugim ani nawet w bliskiej odległości czasowej. Czekanie natomiast nie miało sensu, gdyż pierwszy odcinek był jazdą na regularność. W czasie tego etapu poza kontrolą czasu (średnia prędkość miała wynosić 30km/h) trzeba było także uzupełniać pytania w książce drogowej.




   Dotyczyły one historii okolic, które zwiedzaliśmy jadąc. Całość tego etapu byłaby perfekcyjna gdyby nie odcinek przebiegający przez Pabianice. Ruch drogowy w mieści potrafi bardzo skutecznie "zatrzymać" pojazd a czas jak wiemy ucieka nieubłaganie i zmniejsza średnią prędkość przejazdu.
   Koniec jazdy na regularność czyli pierwszej części rajdu odbył się na Pabianickim rynku. Tam też wzięliśmy udział w dwóch szybkich konkurencjach. Pierwszą z nich było podjęcie ze stołu dwóch monet i wrzucenie ich do skarbonki stojącej na innym stoliku w osobnych przejazdach. Drugą było wyjęcie kijków z wiadra z piaskiem oraz włożenie ich w słupki drogowe. Z moją techniką jazdy niewykonalne, więc zgarnąłem 3 punkty karne.



   Drugi odcinek umknął właściwie nie wiem kiedy. Pędziliśmy od punktu do punktu odpowiadając na pytania i po kilkunastu kilometrach zatrzymaliśmy się na kolejnej próbie sprawnościowej. Był to slalom który trzeba było przejechać dwukrotnie. Za pierwszym razem była oceniana technika jazdy, za drugim natomiast czas przejazdu



   Od tego momentu jechaliśmy już trochę większą grupą. Zwiedzaliśmy Łódź. Na tym odcinku złapał nas na chwilę deszcz i silny wiatr. Na szczęście w moim wypadku wypadło to akurat na postoju obiadowym przed ogromną wyremontowaną fabryką z czasów świetności Łodzi i przemysłu włókniarskiego.


   Po jedzeniu dalej przemierzaliśmy Łódź aż trafiliśmy na strzelnicę. Bardzo fajna konkurencja. Zadziwiało mnie to, że była ona zlokalizowana w mieście tuż obok dużego parku i dworca kolejowego.


   Po strzelaniu i ciepłej herbacie ruszyliśmy do bazy. 
   Przy każdym postoju między odcinkami nasza grupa powiększała się. W ostatni wyruszyliśmy już w kilka motocykli. Pędząc na złamanie karku na wylocie z Łodzi Simson nie wytrzymał i się przytarł. Po niecałej minucie postoju puścił i kontynuowałem podróż do celu, ale z mniejszą niż wcześniej prędkością. 
   Dzień zakończył się konkursem elegancji i balem komandorskim. Inaczej niż w czasie innych rund MPPZ tutaj wyniki nie są ogłaszane na balu, lecz następnego dnia.




3. Niedziela

   Po upichconym na gazie śniadaniu zgromadziliśmy się na ogłoszeniu wyników. 
   Kilka miłych chwil i nastąpiło ostatnie w tym sezonie pożegnanie.





4. Podsumowanie

   Często jestem nieobiektywny. Gdybym nie "odtajał" kilka dni z emocji to pewnie byłbym jeszcze mnie niż teraz.
   Rajd jak co roku spartański ze względu na zakwaterowanie i wyżywienie. Za to organizacja iście rzymska. Rajd ten jest przykładem wykonywania dobrego planu przez małą ilość osób. Całe szczęście nic się niespodziewanego nie wydarzyło. Albo nic mi o tym nie wiadomo. 
   Jak co roku dużą wagę przywiązano do regulaminowego przebiegu całości rajdu co po raz kolejny powinno być przykładem dla innych organizatorów. Surowi sędziowie poprawiają znacznie jakość rywalizacji sportowej. Niestety kosztem przyjacielskiej atmosfery.
   Czy warto jechać na rajd Ziemi Obiecanej? Jeśli nie są Ci straszne trudne warunki pogodowe i prostota zakwaterowania, za to cenisz sobie sportową rywalizację na najwyższym poziomie to musisz się tam pojawić!