wtorek, 26 września 2017

V Rajd Ziemii Obiecanej czyli VI runda MPPZ zlana deszczem

  Dzień dobry.

Czwartkowy poranek nie zapowiadał się źle aż do powrotu do domu gdzie dowiedziałem się, że na rajd jedziemy busem z powodu rozlicznych chorób chętnych na wyjazd oraz zapowiadanego deszczu.
 Przeżyłem jakoś do piątku licząc na to że będzie padać cały dzień aby nie było mi źle z tym busiarstwem które jest ponoć gorsze od laweciarstwa.
Niestety tak nie było. Zapakowaliśmy motocykle na busa i pojechaliśmy po Leszka. Miał jechać z nami jeszcze Michu który jednak pojechał kołami.


Jak zwykle piątek spędziliśmy na integracji w naszym 12 osobowym domku gdzie spaliśmy w czwórkę.

Sobota
Łódzki rajd który odbył się po raz kolejny w Lutomiersku jest rajdem gdzie jeździ się tylko w sobotę co znacznie ułatwia logistykę. 
Jest to też rajd w którym fenomenalnie prowadzone są kwestie administracyjne i nie ma prawa zaistnieć jakaś nieścisłość związana z dokumentacją. Dlatego też zaczyna się tradycyjnym losowaniem numerów startowych.
Przez to losowanie byliśmy numerycznie trochę rozstrzeleni i z ojcem musieliśmy czekać na chłopaków z Gniezna aby móc jechać razem.


Deszcz nie nastrajał do robienia zdjęć z racji potrzeby rozebrania się trochę za każdym razem aby telefon wydobyć więc tylko w co ciekawszych miejsca są zdjęcia zrobione. Jednym z nich po pokonaniu chyba 1/3 trasy była górka której wysokość trzeba było ocenić. Z racji tego, że Pandemonium bez kosza jeździ niczym jeźdźcy apokalipsy to boczkiem sobie na nią wjechałem aby podziwiać widoki. Swoją drogą mimo niskiej wartości i awaryjności tego motocykla to z każdym kilometrem staje się coraz bliższy mojemu sercu.


23metrów górki na której szczycie stoję.


Na pierwszej i drugiej próbie sprawnościowej które były w jednym miejscu zaraz na starcie motocykl odmówił posłuszeństwa. Zalała się stacyjka i obie próby musiałem pokonać pchając motocykl aby nie dostać taryfy. Po rozkręceniu lampy i odwróceniu stacyjki troszkę się unormowało ale i tak taśmą  docisnąłem kluczyk aby bardziej rozwierał masowanie gaszące.



Kolejnym przystankiem był rynek w Pabianicach gdzie były kolejne próby sprawnościowe oraz spacer po mieście gdzie trzeba było odpowiedzieć na pytania znajdujące się w książeczce (podobnej do zeszłorocznej). Widząc Pannonię Rusziego musiałem cyknąć im wspólne zdjęcie.
Ciekawym rozwiązaniem jednej z prób było losowanie w jakim czasie trzeba ją wykonać. Ciekawe jest to jak człowiek skupia się na jeździe i jeszcze musi liczyć sekundy płynące.





Na ostatnim odcinku były jeszcze testy z wiedzy o ruchu drogowym i powrót do bazy tej samej co w zeszłym roku.
Deszcz skończył się akurat na czas oglądania parku maszynowego w którym stała Praga-Oświęcim na której zobaczeniu bardzo mi zależało.


Czas integracji wieńczył bal komandorski który przeciągnął się do nie wiem której godziny gdyż jak małe dziecko zasnąłem. W między czasie jeszcze suszyliśmy sobie trochę ubrania nad palnikami z racji braku ogrzewania w domkach.




Niedziela

Poranek tradycyjnie był czasem rozdania nagród. W Łodzi udało się uplasować na 4 miejscu a ojciec na 5. Trudno powiedzieć kto zgarnął najwięcej nagród ale na pewno najczęściej po "coś" chodził Konrad. Całość umilał nam deszcz bębniący o dach namiotu.
Mimo tego deszczu podjąłem wyzwanie powrotu do domu z Michem motocyklem i bez problemu się udało do Gniezna "od strzała", a do Wągrowca później było tylko formalnością.




Słowem podsumowania rajd Ziemi Obiecanej stał znów na najwyższym poziomie organizacyjnym mimo widocznych braków kadrowych do jego organizacji. Osoby organizujące powinny się uczyć tam obowiązkowości i nieustępliwości w prowadzeniu dokumentacji rajdowej która jest bardzo ważna dla ambitnych osób biorących udział i próbujących zdobyć jak najmniej punktów.
Smutno mi było, że pogoda i pewnie termin odstraszyły ludzi i zjawiło się tak niewielu zawodników.
Chwilami zastanawiam się czy nie powinno być przedpłat zapisując się na rajd aby pokryć organizatorom część kosztów. Pozwoliło by to utrzymać ich organizację a może zachęciło by do organizacji większą ilość ludzi - trochę myślę tu o zachodniej Polsce.

Za jakiś czas spodziewajcie się podsumowania całego sezonu pomniejszonego o rajd w Cieszynie gdzie mnie nie było!


wtorek, 12 września 2017

Zapieczony sworzeń tłoka

Cześć!

Jeśli czytaliście wcześniejszy post to wiecie, że Wiatr miał drobną kontuzję.
Przyczyną był zapieczony sworzeń tłoka.
Chciałbym krótko napisać jak się to objawiało i jak sobie poradzić z tym.
Przyczyną była tulejka która w czasie pracy silnika obróciła się nacięciem smarującym ku dołowi przez do do sworznia nie docierała mieszanka.

Objawy:
Początkowo w trakcie jazdy gdy silnik był jeszcze ciepły motocykl przestał utrzymywać wolne obroty. Spowodowane to było usztywnieniem tłoka i zwiększeniem oporu który stawiał przez co trzeba było większej energii (więcej obrotów) aby na zapieczonym sworzniu tłok się poruszał.
Pojawiło się też grzechotanie w silniku.
Gdy silnik wystygł starter pozwalał na obrócenie wału lecz było czuć znacznie zwiększony opór i motocykla finalnie nie udało się odpalić nawet na hol. 

Naprawa:
Banalnie muszę stwierdzić, że trzeba wyciągnąć go wszelkimi dostępnym sposobami. Polecam pręt gwintowany na który z jednej strony nakładamy tulejkę w która będzie się wsuwać sworzeń oraz zaślepione z obu stron nakrętkami które będą napierać na ścianki sworznia.
\W naszym przypadku potrzebne było jeszcze podgrzanie takiej konstrukcji.
Później już tylko wymiana - standardowe postępowanie.
Polecam sprawdzić czy nie ma luzów na wale oraz czy nie został uszkodzony cylinder.


Jeśli w czym się mylę lub macie pytania to piszcie śmiało!

niedziela, 10 września 2017

Zakończenie sezonu - Poznań 2017

Dzień dobry.

Historia zaczęła się w sobotę gdy zadzwonił Irek pytając czy jadę z nimi na zakończenie sezonu w Poznania. niestety technicznie prawie niewykonalne było przywiezienie motocykla z Wągrowca więc postanowiłem pokazać się samochodem.
Deszczowy poranek w Poznaniu nie zapowiadał udanego motocyklowego dnia. Obawy moje niestety się spełniły.
Na Torze Poznań w czasie gdy byłem pojawiło się stosunkowo niewiele motocykli. Być może przyjechały później gdyż według organizatorów impreza miała trwać od 9 do 20.









Jak widać na zdjęciach bardzo poprawnie pojawiło się to co na zakończeniu powinno być czyli motocykle, ludzie, jedzenie i z tego co słyszałem jak konferansjer mówił to miała być też muzyka na żywo. Swoje namioty miały powystawiane różne kluby motocyklowe w tym chłopacy z ClassiC Gniezno.
Ponadto na torze odbywały się wyścigi i można było pooglądać różne "super samochody" oraz świetnie przystosowane do ścigania znacznie tańsze konstrukcje.




Wychodząc znalazłem u chłopaków z Opalenicy miniaturę motocykla Lech zrobionym z silnika od komara.


Impreza bardzo poprawna. Szkoda, że pogoda nie dopisała.
Dziękuję organizatorom których nawet nie potrafiłem zidentyfikować za włożony trud w organizację imprezy i życzę lepszej pogody następnym razem:)