Dzień dobry.
Czwartkowy poranek nie zapowiadał się źle aż do powrotu do domu gdzie dowiedziałem się, że na rajd jedziemy busem z powodu rozlicznych chorób chętnych na wyjazd oraz zapowiadanego deszczu.
Przeżyłem jakoś do piątku licząc na to że będzie padać cały dzień aby nie było mi źle z tym busiarstwem które jest ponoć gorsze od laweciarstwa.
Przeżyłem jakoś do piątku licząc na to że będzie padać cały dzień aby nie było mi źle z tym busiarstwem które jest ponoć gorsze od laweciarstwa.
Niestety tak nie było. Zapakowaliśmy motocykle na busa i pojechaliśmy po Leszka. Miał jechać z nami jeszcze Michu który jednak pojechał kołami.
Jak zwykle piątek spędziliśmy na integracji w naszym 12 osobowym domku gdzie spaliśmy w czwórkę.
Sobota
Łódzki rajd który odbył się po raz kolejny w Lutomiersku jest rajdem gdzie jeździ się tylko w sobotę co znacznie ułatwia logistykę.
Jest to też rajd w którym fenomenalnie prowadzone są kwestie administracyjne i nie ma prawa zaistnieć jakaś nieścisłość związana z dokumentacją. Dlatego też zaczyna się tradycyjnym losowaniem numerów startowych.
Przez to losowanie byliśmy numerycznie trochę rozstrzeleni i z ojcem musieliśmy czekać na chłopaków z Gniezna aby móc jechać razem.
Deszcz nie nastrajał do robienia zdjęć z racji potrzeby rozebrania się trochę za każdym razem aby telefon wydobyć więc tylko w co ciekawszych miejsca są zdjęcia zrobione. Jednym z nich po pokonaniu chyba 1/3 trasy była górka której wysokość trzeba było ocenić. Z racji tego, że Pandemonium bez kosza jeździ niczym jeźdźcy apokalipsy to boczkiem sobie na nią wjechałem aby podziwiać widoki. Swoją drogą mimo niskiej wartości i awaryjności tego motocykla to z każdym kilometrem staje się coraz bliższy mojemu sercu.
23metrów górki na której szczycie stoję.
Na pierwszej i drugiej próbie sprawnościowej które były w jednym miejscu zaraz na starcie motocykl odmówił posłuszeństwa. Zalała się stacyjka i obie próby musiałem pokonać pchając motocykl aby nie dostać taryfy. Po rozkręceniu lampy i odwróceniu stacyjki troszkę się unormowało ale i tak taśmą docisnąłem kluczyk aby bardziej rozwierał masowanie gaszące.
Kolejnym przystankiem był rynek w Pabianicach gdzie były kolejne próby sprawnościowe oraz spacer po mieście gdzie trzeba było odpowiedzieć na pytania znajdujące się w książeczce (podobnej do zeszłorocznej). Widząc Pannonię Rusziego musiałem cyknąć im wspólne zdjęcie.
Ciekawym rozwiązaniem jednej z prób było losowanie w jakim czasie trzeba ją wykonać. Ciekawe jest to jak człowiek skupia się na jeździe i jeszcze musi liczyć sekundy płynące.
Na ostatnim odcinku były jeszcze testy z wiedzy o ruchu drogowym i powrót do bazy tej samej co w zeszłym roku.
Deszcz skończył się akurat na czas oglądania parku maszynowego w którym stała Praga-Oświęcim na której zobaczeniu bardzo mi zależało.
Czas integracji wieńczył bal komandorski który przeciągnął się do nie wiem której godziny gdyż jak małe dziecko zasnąłem. W między czasie jeszcze suszyliśmy sobie trochę ubrania nad palnikami z racji braku ogrzewania w domkach.
Niedziela
Poranek tradycyjnie był czasem rozdania nagród. W Łodzi udało się uplasować na 4 miejscu a ojciec na 5. Trudno powiedzieć kto zgarnął najwięcej nagród ale na pewno najczęściej po "coś" chodził Konrad. Całość umilał nam deszcz bębniący o dach namiotu.
Mimo tego deszczu podjąłem wyzwanie powrotu do domu z Michem motocyklem i bez problemu się udało do Gniezna "od strzała", a do Wągrowca później było tylko formalnością.
Słowem podsumowania rajd Ziemi Obiecanej stał znów na najwyższym poziomie organizacyjnym mimo widocznych braków kadrowych do jego organizacji. Osoby organizujące powinny się uczyć tam obowiązkowości i nieustępliwości w prowadzeniu dokumentacji rajdowej która jest bardzo ważna dla ambitnych osób biorących udział i próbujących zdobyć jak najmniej punktów.
Smutno mi było, że pogoda i pewnie termin odstraszyły ludzi i zjawiło się tak niewielu zawodników.
Chwilami zastanawiam się czy nie powinno być przedpłat zapisując się na rajd aby pokryć organizatorom część kosztów. Pozwoliło by to utrzymać ich organizację a może zachęciło by do organizacji większą ilość ludzi - trochę myślę tu o zachodniej Polsce.
Za jakiś czas spodziewajcie się podsumowania całego sezonu pomniejszonego o rajd w Cieszynie gdzie mnie nie było!