Cześć!
Jubileuszowy
rajd organizowany przez Towarzystwo Motocykli Dawnych Weteran Płock
miał być super pod każdym względem. Na dobry tydzień przed
zacząłem się zastanawiać czy nie będę miał zbyt wygórowanych
oczekiwań i czy spojrzę na niego obiektywnie. Szczególnie w
okresie, kiedy intensywnie zastanawiam się jak powinien wyglądać
rajd idealny, dla jak największej ilości motocyklistów. Ciągłe
analizowanie krytyki, pochwał i spostrzeżeń różnych ludzi wpływa
na obserwację rzeczywistości.
Czwartek
Niestety
z przyczyn technicznych i pracy nie udało się wyjechać w kierunku
bazy rajdu w Boguszewcu.
Piątek
Z
chłopakami z ClassiC Gniezno umówiłem się o 6 w Gnieźnie.
Pozytywnie zaskoczyła mnie punktualność ekipy z Pobiedzisk,
zazwyczaj trzeba na nich czekać. Trasa była całkiem prosta:
Gniezno > Strzelno > Włocławek > Dobrzyń nad Wisłą >
Sierpc > Boguszewiec. Większość nawigacji określa czas
przejazdu na około 3 godziny. Mieliśmy być na styk na rozpoczęcie
rajdu. Jadąc jedynie z dwiema przerwami, które nie były na
naprawy, tylko kawę i tankowanie. Dotarliśmy do celu około 10.
Zarejestrowaliśmy się, pobraliśmy itinerer i na trasę! Tego dnia
rajdowcy przejechać mieli około 130 km po, dość dobrze mi
znanych, malowniczych terenach. Z racji tego że nikt z nas nie
jechał na punkty do Mistrzostw Polski postanowiłem, że zmienię
podejście do rajdu na bardziej tradycyjne. Już tłumaczę co to
oznacza. W MPPZ zawodnik zbiera punkty karne, kto ma ich mniej ten
wygrywa. Natomiast tradycyjna wersja zwycięstwa zawiera w sobie albo
przyjazd na linię mety na pierwszym miejscu albo zebranie
największej ilości punktów. Wybrałem to drugie rozwiązanie.
Założyłem jednocześnie, że wszystkie konkurencje będę
wykonywać prawidłowo poza jednym elementem, który przyniesie mi
taryfę (150% najgorszego rezultatu danej konkurencji) .
Chciałem
też dojechać pierwszy na linię mety, więc nie mogłem stosować
do średnich czasów przejazdu.
W
związku z tym mogliśmy rozpocząć próbę dogonienia zawodników,
którzy wyjechali ponad godzinę przed nami.
Do
pierwszego punktu pomiaru czasu wyprzedziliśmy już kilka
motocykli.
Przy
pierwszym PKP byliśmy już prawie przy peletonie. Pierwsza próba to
wolna jazda, w której taryfę zdobyłem nie zatrzymując się z metą
między kołami. Następnie w tym punkcie była do rozwiązania
zagadka logiczna. Bardzo fajna konkurencja, przy której złapałem
taryfę rozwiązując zagadki za innych.
Kolejne
punkty, na których się zatrzymywaliśmy były zawsze w jakimś
urokliwym miejscu. Kolejno: slalom przy leśniczówce, pomiar obrotów
silnika przy klasztorze z pięknym ogrodem. Po tym dojechaliśmy do
zamku w Golubiu-Dobrzyniu, gdzie trzeba było odpowiedzieć na kilka
pytań, po czym udaliśmy się na rynek na obiad, test wiedzy z
historii motoryzacji oraz kolejną próbę sprawnościową.
Golub-Dobrzyń jest bardzo urokliwą miejscowością, której rynek
zawsze wywołuje na mojej twarzy wiele uśmiechu. Tam też
postanowiliśmy zrobić sobie dłuższy odpoczynek w nasze podróży,
która zaczęła się przecież o 6 rano.
Po
jedzeniu, gdy słońce zaczęło nam już doskwierać, skierowaliśmy
się w stronę Rypina. Jednakże organizatorzy trasę urozmaicili i
po kilku kilometrach skreciliśmy do Szafarni, gdzie przy pałacyku
czekała nas kolejna konkurencja. Polegała ona na rozpoznaniu trzech
utworów z bajek. Były to bajki które pokoleniu 30latków, z racji
młodego wieku, ciężko było odgadnąć. W związku z tym nie
przystąpiłem do zadania i otrzymałem taryfę :D
Zwiedzając
województwo Kujawsko-Pomorskie trafiliśmy tuż przed deszczem do
Skrwilna. Czekała tam na nas próba o bardzo dużym stopniu
komplikacji. Rozpoczynała się biegiem, kiedy to pchało się koło
a później Komarka (Koszmarka), następnie trzeba było uruchomić
motocykl i przejechać jak najszybciej slalom w dość grząskim
gruncie. Następną przyjemnością tego miejsca była "Wielka
Gra". Znów zabawa którą jako młody 30latek ledwie pamiętam
z telewizji. Pytania były z wiedzy o Henryku Góreckim,
człowieku-legendzie Płockiego weteraniarstwa. W czasie tej gry
dowiedzieliśmy się też, że ominęła nas po drodze konkurencja o
nazwie "Koneser", którą sędziował właśnie "Heniek".
Polegała ona na rozpoznaniu smaków 5 nalewek. Jedyną, której nikt
nie zgadł, była dereniówka. Gorycz braku możliwości bycia tam
osłodziła mi taryfa, którą otrzymałem.
Przeczekaliśmy
deszcz i ruszyliśmy do bazy. Tak jak zakładałem udało się
dojechać do mety pierwszym!
Dalszą
część dnia oddawaliśmy się dyskusjom, integracji oraz
korzystaniu z uroków ośrodka. Wspomnieć muszę, że korzystać
mogliśmy z sauny, basenów, bani i różnych innych rozrywek, które
na wszystkich robiły wrażenie.
Jedyną
rzeczą, która trochę spędzała mi sen z powiek był brak noclegu.
Na szczęście Renata z Mińskiego Magnetu zorganizowała nam 4
miejsca noclegowe przez co tylko ja musiałem przespać się na
podłodze.
Sobota
Wspominając
ponad 350 km dnia wczorajszego trochę cieszyłem się, że tego dnia
ma być ich tylko 130. Po śniadaniu pogoda nie napawała optymizmem.
Trochę kropiło. Postanowiliśmy się przespać i darować sobie
jazdę na itinerer. Szczególnie, że okolica jest mi znana więc
dojazd do Brodnicy nie powinien nastręczać problemów. No i tu się
myliłem. O ile droga nie była przeszkodą, o tyle jej jakość
odcisnęła smutne piętno na Simsonie. Jadąc po bardzo wyboistym
asfalcie ze zdecydowanie zbyt dużą prędkością najpierw urwałem
celę w akumulatorze tracąc światła. Następnie w czasie jazdy
wystrzelił ze stacyjki kluczyk wraz z zasłonką. Zasłonkę
złapałem a kluczyka nie udało się znaleźć na poboczu.
Mimo
tych drobnych przygód dotarliśmy do Brodnicy pomijając trasę
itinerera. Obejrzeliśmy próbę sprawnościową pod wieżą oraz
zjedliśmy obiad. Trudno mi powiedzieć coś o trasie ale... zdobyłem
wszystkie punkty karne!
Spokojnym
tempem wróciliśmy do bazy rajdu gdzie oddaliśmy się integracji i
oczekiwaniu na podsumowanie.
Po
powrocie wszystkich zawodników odbył się konkurs elegancji, w
którym wzięła udział zadziwiająco duża liczba przebranych
zawodników.
Wieczorem
odbyło się rozdanie nagród oraz bal komandorski. Niczym
szczególnym mnie nie zaskoczył.
Wracając
do kwestii zwycięstw. Nie udało mi się być ostatnim. Najwięcej
punktów karnych zdobyła osoba, która w ogóle nie wyjechała na
trasę. Szkoda... ale przynajmniej jako pierwszy dojechałem do mety.
Niedziela
Wstaliśmy
rano, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę. Cały czas
jechaliśmy około 70km/h dzięki czemu po niecałych 4 godzinach
dotarliśmy do Gniezna. Pożegnałem się z resztą i ruszyłem do
domu. Oczywiście bez światełek i kluczyka.
Podsumowanie
Jak
wspomniałem na wstępie jest to kolejny rajd, na którym poszukuję
idealnego podejścia do organizacji. Wymiernikiem ma być ilość
motocykli, które przybędą na rajd. Jak we wcześniejszych wpisach
czytaliście najbliżej tego jest ROTOR rajd. Na rajd organizowany
przez Weteran Płock przyjeżdża około 80 załóg, co też nie jest
złym wynikiem. Ponadto poza kilkoma drobnymi sytuacjami, na które
uczestnicy zwrócili od razu uwagę, poszło perfekcyjnie. Tymi
drobnymi sytuacjami był zamęt związany z noclegiem oraz
nieprofesjonalne zachowanie najmłodszych organizatorów.
Nadal
nie wiem jaki jest rajd idealny i jak zmobilizować więcej osób do
weteraniarstwa. Mam nadzieję, że mi w tym pomożecie zarówno
chwaląc, jak i otwarcie krytykując poszczególne elementy imprez na
których bywacie.
Jeśli
chodzi o mój stosunek do Płockiego rajdu... Na pewno wrócę, bo
lubię gdy wszystko poza trasą jest trudne.
p.s.
dziękuję Pauli, Oli, Oskarowi i Leszkowi za wspólny wyjazd.