poniedziałek, 3 października 2016

4 Rajd Ziemi Obiecanej

Dzień dobry.

Rajd Ziemi Obiecanej w tym roku był VI rundą MPPZ.
Przygotowania do wyjazdy zaczęliśmy już dzień wcześniej z racji braku możliwość wzięcia dnia wolnego w pracy. Rzeczy dla trzech osób udało się zmieścić w wózku.W piątek około 13-14 udało się wyruszyć z Łazisk do Pobiedzisk aby w dalszą podróż zabrać Irka z Maćkiem oraz Leszka na ich Junakach.


Pogoda do jazdy była bardzo dobra - brak słońca, brak deszczu i brak wiatru. Droga przebiegała bez większych rewelacji oraz z bardzo niskim współczynnikiem zwiedzania. Pierwszy przystanek zrobiliśmy sobie przed Koninem co by uzupełnić paliwo i elektrolity.


W czasie podróży Pannonia musiała się zepsuć. Przestawiła się jakaś zębatka w starterze i okrutnie piłowała przez kolejne dwa dni aż się utarła.


Niestety w podróży bardzo gonił nas czas. Nie z racji tego, że wymagał tego rajd lecz z powodu (prawie) braku świateł w Pannoni co popsuło się ze dwa dni wcześniej. Szło dobrze i plan miał szansę realizacji dopóki nie zabłądziliśmy za Uniejowem. Wtedy to się okazało, że podzieliliśmy się na 3 ekipy i dopiero w jakiejś nieznanej nam wsi spotkaliśmy się pod sklepem. Był już niestety wtedy zmrok a do Lutomierska pozostały 22 km. Więc Ci bez świateł jechali w środku a reszta oświetlała drogę. 
Gdy dojechaliśmy to na bramie była drobna awaria bo część z nas nie była zarejestrowana internetowo lecz udało się zarejestrować jako uczestnicy zlotu. Jako pakiet uczestnika dostaliśmy odznakę rajdową, smycz PZM, koszulkę Motocykl Moje Hobby, kartę na poczęstunek oraz odblaskowe kamizeli w bardzo małym rozmiarze.


Nocowaliśmy w Salezjańskim Ośrodku Młodzieżowym. 


Domek nie wyglądał za ciekawie ale przecież nie po to tam pojechaliśmy.
W oczekiwaniu na sobotę oddaliśmy się integracji w gronie znajomych.
Sobota - dzień rajdowy. Zaczął się odprawą o 9 rano. Dostaliśmy karty drogowe, itinerery oraz naklejkę z numerem startowym.




 Z ojcem udało nam się wylosować numery 36 i 37 ale na resztę i tak musieliśmy czekać bo wyjazdy były co dwie minut. Ci którym zależało na punktach oczywiście musieli się tego czasu trzymać. My postanowiliśmy jechać grupą. Nieformalnie naszą grupę zamykał jadąc dalej za nami Marek na SilverWingu.
Pierwszy etap polegał na jeździe na regularność z prędkością 20km/h. Na odcinku 10km były dwa punkty pomiaru czasu. Na mecie tego odcinka były dwie konkurencje sprawnościowe.
Pierwszą z nich był wrzucanie obręczy na pachołki.


Drugą próbą był slalom z przejazdem przez równoważnię oraz w połowie trzeba było zatrzymać się przy stoliku i z zasłoniętymi oczami skręcić 5 śrub z nakrętkami.
Była to próba z pomiarem czasu.


Mieliśmy na te próby 30 minut lecz kolejka spowodowała, że zajęło nam to trochę więcej czasu.
Po otrzymaniu drugiego itinerera szybko wyjechaliśmy lecz po 300m czekała na nas próba wiedzy z historii motoryzacji.
Pytania były o pierwszy rok produkcji Pannoni, potoczną nazwę silnika Ducati, założyciela KTM, kiedy została założona pierwsza sygnalizacja świetlna w Warszawie oraz jaki model Nortona to Big Four.
Dalsza droga była prawdziwym sprawdzianem dla maszyn i kierowców. Było to 31km szutrów, piachów w których tonęły motocykle oraz leśnych przepraw. 


Nie było to dobre dla starych motocykli ale mi się podobało. 
Koniec drugiego etapu był na piaszczystym polu walki poligonu paintballowego.
Były tam dwie próby oraz poczęstunek.


Irkowa twarz najlepiej obrazuje z jaką drogą przyszło nam się ścierać.



Pierwszą próbą na którą podjechałem był slalom między beczkami z wożeniem części do skręcenia śruby.




Była to próba czasowa, której nie zaliczyłem bo kolejność objazdu beczek pomyliłem. Nie obyło się niestety bez strat którymi była pęknięta linka sprzęgła w Irkowym Junaku.


Kolejną próbą też była próba czasowa w której trzeba było podjechać do stanowiska i oddać 5 strzałów z repliki asg do wiszących puszek a później objechać wysepkę w lesie.
Po wszystkim w namiocie pobraliśmy kolejną mapkę i pomknęliśmy dalej w towarzystwie Wiatra na rejestracji KBR, którego na wcześniejszym odcinku dogoniliśmy i wchłonęliśmy do naszej grupy.


Znów po kilkuset metrach zostaliśmy zaskoczeni teścikiem do rozwiązania. Był on z wiedzy o ruchu drogowym. Pytania były tak trudne, że pamiętam tylko to gdzie pytali o odległość między dwiema poruszającymi się kolumnami motorowerów.
Trzeci etap polegał na odnajdowaniu punktów i odpowiadaniu na pytania znajdujące się w książeczce na temat miejsc, które widzimy. Było to na tyle bezproblemowe, że nawet nie zsiadaliśmy z maszyn. 
Teren ku naszej radości nadal był trudny i piaszczysty.
Dłuższy postój zrobiliśmy sobie mniej więcej w połowie trasy - czyli około 23 jej kilometr - przy śluzie i elektrowni wodnej na rzece Ner (trzeba było odpowiedzieć w jakim kierunku ona płynie).




W czasie jazdy do mety okazało się po raz kolejny, że piękna węgierka nie może być zbyt sprawna i radośnie urwała sobie wskazówkę prędkościomierza oraz przestała liczyć kilometry. W czasie całej trasy wszystko co miało odpaść to odpadło. 
Około 17:30 bez większych przerw i problemów dojechaliśmy na metę. 
Nie stanęliśmy do konkursu piękności gdyż nie mieliśmy strojów lecz żywo udaliśmy się w kierunku dziwnie postawionego AWOka.


Okazało się, że suwak nie wytrzymał dziur i rozsunął się do tego stopnia, że jedna ze szklanek wypadła i się zakleszczyła.
Przy użyciu ciężkiego sprzętu udało się obie części spokojnie zsunąć.


Dopiero jak już mieliśmy czas chwilę ochłonąć zobaczyliśmy jakie unorane są nasze motocykle.



Atrakcji na ten dzień końca jednak nie było. Na placu czekał na nas Ikarus mający nas zabrać do muzeum pojazdów militarnych Pana Jacka Kopczyńskiego w Boczkach.





Jest to bardzo ciekawa kolekcja pojazdów militarnych które brały udział w różnego rodzaju produkcjach filmowych oraz zabytkowych samochodów. Ponadto Pan Jacek świetnie opowiada o swoich eksponatach.
Po dobrych 2 godzinach podziwiania wróciliśmy do ośrodka na bal komandorski.
Był on dość szczególny gdyś Besa obchodził 30 lecie wydawania swojego biuletynu. Ponadto dowiedzieliśmy się, że kolejny rajd może się nie odbyć gdyż nie ma komu go zorganizować. 



Dalej już była tylko integracja przy ognisku i nie tylko.


Aż tu nagle zostały ogłoszone wyniki rajdu. Nic oczywiście nie wygraliśmy. Zaistniały za to Klasyki w Podróży.


Było kilka spięć przed tablicą oraz poprawek punktacji. Mam nadzieję, że nie wpłynęło to na atmosferę integracji w żaden sposób.
Atmosfera jak zwykle była super i dyskusje zapewne po świt gdyby nie to, że poszliśmy spać.
Wstaliśmy około 08:30 i wzięliśmy się za pakowanie co by sprawnie po nagrodach wyjechać.


W między czasie zwiedzaliśmy i podziwialiśmy maszyny pozostałych zawodników.





Przed wyjazdem udało się jeszcze Maciejowi i Pawłowi potrzymać puchary i zrobić sobie zdjęcie z organizatorami.


Pogoda na podróż powrotną sprzyjała a maszyny wydawały się chodzić całkiem dobrze więc ruszyliśmy.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy w Uniejowie przy termach.


Kolejny, który był obiadowym zrobiliśmy sobie w Koninie.


Niestety Stary Konin gastronomicznie nie rozpieszcza i ledwie znaleźliśmy lokal do zjedzenia czegoś. Dodatkowo nie miał on w karcie jajecznicy lecz kucharz się zlitował i nam ją zrobił.
Kolejny odcinek trasy do Gniezna przebiegł bez problemów. Jedyną niedogodnością był wiatr wiejący w twarz, co bardzo męczyło motocykle i nas też. 
W Gnieźnie pojechaliśmy do Muzeum Zabytków Kultury Technicznej obejrzeć wystawę Legend Polskiej Motoryzacji. 
W Muzeum jest wiele ciekawych eksponatów m.in.:

Gazela

Junak B20

Resztę można zobaczyć w muzeum do którego gorąco zapraszam.
Na koniec odprowadziliśmy chłopaków do Pobiedzisk gdzie zrobiliśmy sobie kończące wyprawę zdjęcie...


... i pognaliśmy do Wągrowca.
W sumie w 3 dni przejechaliśmy 630 km. Obyło się bez większych awarii.
Gorąco dziękujemy organizatorom za świetny rajd. 
Uczestnikom za super towarzystwo.
Osobiście dziękuję chłopakom za wspólną jazdę.
Mam nadzieję, że za rok też się spotkamy w Lutomiersku.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz