niedziela, 22 października 2017

Podsumowanie MPPZ 2017



Wspominałem już na początku sezonu, że wystąpienie w całej serii rund zaliczanych do Mistrzostw Polski Pojazdów Zabytkowych w klasie motocykli urodziło się w mojej głowie nagle i pierwszy raz mimo odwiedzania pojedynczych rund w latach wcześniejszych.
Od kilku dni zastanawiałem się co napisać w podsumowaniu sezonu, którego w ogóle nie miałem zamiaru pisać gdyby nie delikatna namowa czy raczej oczekiwania różnych osób, które spotykałem w ostatnim czasie. Z przemyśleń wyniknęło, że nie chcę znów pisać o poszczególnych rajdach porównując ich do innych gdyż nie o to chodzi. Owszem chciałbym napisać o rzeczach, które gdzieś są fajne lub gorsze. Jest to niezbędne aby nasza „zabawa” mogła się rozwijać. Głównym jednak tematem tego drobnego reportażu zostaną ludzie. O dziwo nie motocykle, które mamy na co dzień. Teoretycznie można w dzisiejszych czasach utrzymywać kontakt ze wszystkimi na całym świecie w dowolnej chwili, lecz czy zastąpi to uściśnięcie dłoni dawno nie widzianego znajomego? Dla mnie nie.
Sezon rajdowy dla nas (ojciec i ja) zaczął się rajdem organizowanym przez ClassiC Gniezno, ale niestety nie jest to runda MPPZ a bardzo bym chciał aby nią była. Brakuje rajdu w zachodniej Polsce a wszyscy wiemy, że chętni do jazdy by byli.

Tydzień później pojawiliśmy się na I rundzie w Mińsku Mazowieckim. Dosłownie chwilę wcześniej zorganizowałem wszystkie dokumenty aby legalnie przystąpić do MPPZ dzięki pomocy Jacka z Automobilklubu Bydgoskiego. Mimo całorocznej dyskusji nad tym jakie są Automobilkluby w Polsce i które są „lepsze czy gorsze” to pamiętajmy, że chęć i dobra atmosfera znacznie pomaga nawet jeśli nie ma środków finansowych, odpowiedniej wiedzy a często też tradycji związanej z daną dziedziną motosportu. Wracając do rajdu to pozwolił on nam na piękne rozpoczęcie sezonu. Jego techniczny wygląd i przebieg możecie przeczytać w poście z maja a tutaj opowiem wam o ciekawej historii z nim związanej. Zaczęła się ona bardzo niewinnie w czasie wybierania pokoju w internacie gdzie mieliśmy nocować. Nocowaliśmy z Maciejem i jego synem Mateuszem (na pewno ich kojarzycie… Maciej jeździ MZ z koszem a Mateusz Komarkiem w stroju harcerza), nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że rok wcześniej trochę się posprzeczaliśmy po rajdzie ROW i chcieliśmy rozładować napięcie jak zwykle z ojcem idąc na żywioł. Cała sytuacja mnie bawi gdyż do końca sezonu atmosfera z nimi była zawsze ekstra! Dzięki Maciejowi dowiedziałem się co może się najlepszego przytrafić osobie na rynku w Rypinie… Autobus do Brodnicy.
Kolejną miłą sytuacją było spotkanie w gronie organizatorów, kolegi, który rok wcześniej jechał z nami w Łodzi SHLką na rejestracji KBR. Tutaj w tym tekście zaczyna się drobny problem bo nie zawsze pamiętam imiona osób, które opisuje i jak ich spotykam to są moimi kolegami z którymi zawsze świetnie spędzam czas. Dlatego chciałbym prosić o wybaczenie już teraz i ew. sprostowanie w komentarzach lub wiadomościach dotyczące moich „zapomnień” lub „przekręceń”. W rajdzie jak to w rajdzie, moim zdaniem warto zwrócić uwagę na to, że bazą jest miasto co ułatwia dostęp do gastronomii czy pozwala na przemieszczanie się rajdu wśród  ludzi którzy widzą kawałek historii motoryzacji. W rajdzie tym zaznałem też smak busiarstwa które wyniknęło z braku czasu na przejazd motocyklem….

ROTOR… jak wiecie skończył się złamaniem obojczyka  z „mojej winy” bo jechałem za szybko koszem przez piach… tak, tak… jeżdżąc  z osobami bardziej rozsądnymi niż ja tak to wychodzi. Może to brzmieć jak nabijanie się z kogoś ale to dzięki Irkowi po tym jak ojciec wrócił busem z Wiktorem (dziękuję jeszcze raz, że miałeś dla nas czas i chęci) wracałem z Olsztyna zupełnie spokojny o to czy dojedziemy. Pisząc o powrocie skoro już o nim zacząłem muszę przyznać się, że nie wiedziałem jak tymi małymi wsiami dojechać do Rypina i jechałem nawigując na położenie słońca. Chociaż później fajnie było słyszeć chyba od Leszka czy Oskara pochwałę za to jak ładnie prowadziłem do celu zwiedzając okolicę na pograniczu Warmii i Kujaw. Ekipa chłopaków z Pobiedzisk jest w ogóle świetna do jazdy. Mimo, że często muszę słuchać o motocyklach to całość tworzy świetny mix, który mam nadzieję pozytywnie wpływa na wychowanie młodego motocyklisty 11 letniego Maćka podróżującego w koszu Junaka. Wracając do początku rajdu to ROTOR każdy musi zobaczyć chociaż raz w życiu. Jest to ciekawy melanż ludzkiego „spędu” i elitarnej grupy ludzi bawiących się w motocykle zabytkowe. Spęd jest tak duży, że aby mieszkać w ośrodku gdzie jest baza rajdu trzeba się zapisać znacznie wcześniej. Tegoroczny rajd był 41. i bardzo chciałem poznać kogoś kto był od początku wiedząc, że jest to prawie niemożliwe aby ktoś taki się znalazł. Był jednak Roman z Chełmna! Nie był na wszystkich ROTORach ale jego pierwszym był rajd numer 2. Roman jest jeźdźcem od wielu lat i warto z nim usiąść do rozmowy, posłuchać o tym jak wyglądał ten sport wiele lat temu i jak się zmieniał.
                Czy znów przyjadę na ROTOR? Na pewno. Chciałbym przejechać całą trasę jaką przygotują gdyż bardzo lubię podróżować motocyklem po tamtych okolicach. Do tego atmosfera w takim tłumie motocyklistów  jest unikatowa. Można też zrobić jak Paweł z podkarpacia, który przyjechał lawetą i przejechał się Rusem nad morze z rodziną. Warmia i Mazury to zdecydowanie dobry punkt wycieczkowy. Na sam koniec aby podkreślić istotność tej osoby chciałbym wspomnieć Kaśkę, która woziła ojca po Olsztynie między szpitalem a sklepami ortopedycznymi – dziękujemy i zapraszamy z mężem i dzieciakami do Wągrowca!

III runda. Płock. Bogate miasto/gmina i taki też jest rajd. Piękny ośrodek, super oprawa organizacyjna, tylko t-shirty rajdowe słabe. Taki plastik przyklejony na koszulkę nie jest fajny w noszeniu. Organizatorzy z rzeczy która mogłaby się przyjąć przygotowali odcinek trasy o dwóch stopniach trudności. Jechałem tym lżejszym ale wielu było fanów tego cięższego. Kto bywał w tym roku na MPPZ na pewno może wskazać jedną osobę która musiała jechać cięższą trasą. Tak, dokładnie, Mateusz na Iron Headzie. Człowiek którego bardzo nie słychać za to dobrze słychać jego motocykl kicający wdzięcznie po górkach czy padoku wzbijając fontanny błota i piachu. W czasie wcześniejszych rajdów było mi żal trochę jego motocykla ale przecież one do tego służą. Motocykl nie jest dobrem pierwszej potrzeby i pewnie też nie znajduje się w pierwszej 20, więc dlaczego mając go, nie bawić się nim? Dzięki jego jeździe patrzę inaczej na Pandemonię.
Na pewno zastanawiacie się skąd Pandemonia. Zuby w zeszłym roku użył tego określenia po raz pierwszy i bardzo mi się spodobało. Jest to zresztą kolejna pozytywna postać  MPPZ.
Jadąc samemu gdyż ojciec pomagał organizatorom przykolegowałem się do ekipy z Olsztyna w której jeździ m.in. Szwagier, jest on jedną z bardzo niewielu osób którym jadąc ufam na tyle, że nie patrzę na itiner czy w ogóle na zakręty i mapę.
Tomek, Jacek i inni organizatorzy spisali się świetnie i na pewno odwiedzę wasz rajd za rok.

Motozłaz był chyba najbardziej wyczekiwanym przeze mnie rajdem, sam nie wiem dlaczego. Pewnie dlatego, że lubię wycieczki a do Lubartowa jest bardzo daleko z Wągrowca. Lubelszczyzna w moich rejonach jest owiana pewną tajemniczością związaną z niewiedzą o tym regionie. W zeszłym roku był tam Marek z Kasią i chwalili bardzo ten rajd. Często w tym roku brakowało mi wspólnego rajdowania z Markiem i bardzo mnie cieszyło, że tam się spotkamy. Po Płockim rajdzie wymagania akomodacyjne i żywieniowe zostały bardzo rozbudzone a niestety Firlejowa rzeczywistość szybko je zweryfikowała. O ile akomodacja była dobra to żywienie było złe. Nie jestem jakimś fanem jedzenia czy kimś kto ma duże wymagania ale ku przestrodze dla organizatorów chciałbym powiedzieć, że jedzenie smażone musi być usmażone, gotowane ugotowane a chleb chociażby z dnia wczorajszego. Wiem, że to nie wina organizatorów tylko wynajętego kateringu, który warto wcześniej sprawdzić.
Firlej i ośrodek w którym byliśmy był tuż przy jeziorze więc rajd był bardzo rodzinny co pierwszy raz rzuciło mi się w oczy. Wiele osób przywiozło swoje drugie połowy oraz dzieci które ubarwiały atmosferę i ciągały do jeziora. Będąc tam podobała mi się duma w oczach osób mieszkających w tych rejonach, że mogą nam pokazać okolicę. Towarzysko był to bardzo udany rajd. Każdy kto był na pewno pamięta Parasolki śpiewane przez Partyzantów, widział bardzo oświetlony obóz chłopaków ze Śląska, zajrzał do Grzesiowej Łady gdzie przednie siedzenie rozkłada się na płasko i powstaje przestrzeń do spania niczym w hotelowym pokoju.
 Cieszyński rajd z powodu zmiany terminu i braku możliwości wzięcia wolnego niestety mnie ominął więc musicie popytać o wrażenia osób które wzięły w nim udział.
Na ostatnią rundę czekałem z niecierpliwością. Łódź jest rajdem bardzo surowym i nie każdemu może się to podobać jednak ma to swój urok. Pierwszy raz użyłem tak przenośnej kuchenki co było ciekawym doświadczeniem w przyrządzaniu jedzenia a potem użycie jej do suszenia ubrań gdyż ciągle padało. Przez ten deszcz znów się busowaliśmy ale za to z Michem który przyjechał kołami miałem okazji wrócić motocyklem do domu. Rajd w związku ze słabą pogodą zgromadził tylko „najtwardszych” zawodników. W ogóle cały rajd jest co roku pełen ciekawych osobowości. Zacząć trzeba od Besy, Krysi, Jasia, Waldka i reszcie organizatorów którzy wzorowo prowadzą dokumentację rajdową nie dopuszczając do pomyłek czy nadużyć. Kolejnymi osobami o których warto wspomnieć pojawiały się tu i tam cały rok. Każdy widział Rudge którym jeździ Konrad a pewnie niewiele osób wie jaką rzadką pracę on wykonuje. Właściciel Pragi-Oświęcim bardzo ciekawie o niej opowiada. Nie zabrakło Tomka, który wygrał, tylko, że w innej niż zazwyczaj kategorii.
Na pewno pominąłem wiele osób o których warto wspomnieć lecz nie potrafię jeszcze tak budować tekstu by dało się go czytać i jednocześnie zawierał wszystko czego pragnę.
W przyszłym roku na pewno się spotkamy na rajdowym szlaku, czy jako zawodnik MPPZ, trudno mi powiedzieć.
Dobrze dla Mistrzostw zrobiłoby ukrócenie możliwości używania elektroniki (profesjonalne GPS) na której jeździ czołówka zawodników. Zabija ona moim zdaniem ducha jazdy weteranami, które nie wszystkie posiadają liczniki kilometrów czy prędkościomierze. Dodatkowo wpływa ona negatywnie na sens istnienia punktów karnych za rocznik które domyślam się, że miały zniwelować punkty za braki w wyposażeniu motocykla.
To był dobry sezon i mam nadzieję, że płynnie przejdzie w następny przy drobnej pomocy pogody.


p.s. Adam (MZ)… palenie szkodzi zdrowiu!














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz