Dzień dobry!
Weekend czyli czas motocyklowych podróży miał dla mnie bardzo przyjemną perspektywę wypadu do Rypina.
W piątek niestety pogoda nie rozpieszczała i do ostatniej chwili wahałem się czy motocykl czy samochód będzie moim środkiem lokomocji.
Mimo zapowiadającej deszcz pogody pojechałem motocyklem.
Trasę do Rypina znam dobrze i mam opracowaną więc bez zbędnego patrzenia w mapę ruszyłem do Bydgoszczy, którą to po około 1,5h osiągnąłem bez problemów z małym tankowaniem w Kcyni i drobnej pogadance z Niemcami na Transalpach którzy jechali na mazury.
W Bydgoszczy po odwiedzeniu miejsc w których musiałem się pojawić ruszyłem do Rypina. W tym momencie podróży zaczęły się schody w postaci deszczu. Próbowałem go przez półgodziny przeczekać ale nie zapowiadało się na poprawę i ruszyłem dalej, W Strzyżawie przebrałem spodnie na skórzane gdyż jeansy miałem mokre aż do gaci i rura do Unisławia.
Złośliwość pogody jest niezmierzona także po przebraniu się przestało padać. Jedyne co pozostało to wiatr w twarz aż do samego Rypina. Pogoda ta nie nastrajała do postojów i robienia sobie zdjęć więc ciągiem przez Chełmże, Kowalewo Pomorskie, Golub-Dobrzyń W 2 godziny dojechałem do celu.
Niedziela czyli dzień powrotu rozpoczęła się ślicznym słońcem dzięki któremu koło 16 udało mi się ruszyć.
Spróbowałem zrobić sobie zdjęcie obok tablicy Rypin lecz jak widzicie mój obecny kalkulator nie dał rady a nie miałem gdzie bliżej motocykla postawić.
W tamtych okolicach jest wiele górek i zakrętów co sprawia ogromną frajdę z jazdy.
Przejeżdżając przez Golub na stacji zobaczyłem M11 i pokiwałem jadąc osobie która przy niej stała i odkiwała mi więc podjechałem obejrzeć maszynę i porozmawiać.
Krzysiek (o ile dobrze zapamiętałem) przyjechał zatankować M11 z 1967 roku w oryginalnym stanie. Wymieniliśmy się spostrzeżeniami, zaprosiłem go na forum, pokazał mi pozostałe swoje motocykle i ruszyłem na zamek.
Jeśli będziecie chociażby przejeżdżać przez Golub to warto tam zajrzeć i nawet jeśli nie macie czasu zwiedzać zamku to podejść tylko do punktu widokowego przy parkingu i obejrzeć super panoramę byłego podzamcza oraz okolicy.
Dalej wracałem tą samą trasą którą przyjechałem. Następnym postojem był pałac w Ostromecku gdzie odbywało się wesele i nie mogłem wjechać na dziedziniec i zrobić sobie "ładnego" zdjęcia.
Siknąłem sobie przy akompaniamencie kapeli śpiewającej coś o jakimś wujku a wam pozostawiam zajrzeć do Ostromecka i obejrzeć pałac wraz z parkiem lub spojrzeć jak to wygląda w internecie.
Myślałem, że podróż przebiegnie bez problemów i jak zwykle się myliłem. Zaczęło się niewinnie od przepalonej żarówki w wózku aby w Rynarzewie coś zaczęło terkotać w lewej kapie. Jak się później okazało przestawił się starter. Na szczęście to coś co terkotało szybko się upiłowało i trochę spokojniej pomknąłem w stronę domu.
Nie bez problemów... Między Kcynią a Wągrowcem trzykrotnie spuchł motocykl i miałem przymusowy postój. Bardzo mnie to dziwi gdyż od czasu zmiany przełożeń i zapłony tak się nie działo a jeździłem mam wrażenie cały czas tak samo. Mój mistrz mechanik niestety nie wierzy, że coś takiego się dzieje i pozostaje mi nakłonić go do wycieczki Pannonią i dobrego jej przepędzenia.
Po 3,5h godzinach jazdy dotarłem do domu.
Przejechałem w ciągu 3 dni 420km ze średnim spalaniem 5,5l/100km co wbrew obiegowej opinii o Pannoniowym dużym spalaniu dla mnie jest w granicach normy.
Szkoda, że po drodze spotkałem tylko jednego klasyka na dwóch/trzech kołach, który w dodatku przyznał się, że nigdy nigdzie dalej nie wyjechał.
Do zobaczenia na trasie!