wtorek, 23 sierpnia 2016

Wągrowiec -> Płock

Plan był aby post rozpocząć kwiecistymi słowami wychwalającymi piękną pogodę, która była w piątek w chwili wyjazdu ale informacja jest to nieistotna. 
Po pracy wsiadłem na Pannonie i chciałem dojechać do Płocka na ślub znajomych. Na początku szło dobrze. 
Jeszcze w Wągrowcu spotkałem chłopaków jadących na wyścig na Tor Poznań.


Po krótkiej rozmowie ruszyłem w drogę. Trasę miałem opanowaną bo jechałem przez Rypin.
Do Chełmży szło pięknie. Kilka kilometrów za miastem motocykl niespodziewanie "spuchł".
Dałem mu chwilę odpocząć i rura dalej.
W tym miejscu historia zaczyna robić się tragiczna. 
Kolejne kilometry motocykl na zmianę puchł, tracił moc lub dostawał bardzo wysokich obrotów i samozapłonu.
Ostatnie 30 km jechałem 2 godziny walcząc z traktorami na drodze oraz własnym motocyklem.
Dojechałem do Rypina i odrazu wziąłem się za czyszczenie gaźnika bo wydawało mi się, że to jego wina.
Niestety nic to nie dało i następnego dnia na ślub pojechałem pożyczonym samochodem.
Po powrocie w niedzielę też nic nie udało mi się motocykla naprawić więc pierwszy raz w życiu dzięki uprzejmości Daniela jechałem na lawecie.
W sumie nie do końca jest to lawetą ale i tak nie na własnych kołach.


Po 3 godzinach jazdy w deszczu byłem w domu suchy i wypoczęty.
Przyznać muszę, że pokrowiec na wózek spisał się genialnie gdyż jadąc 120 km/h w deszczu w środku wózka gdzie miałem ubrania weselne było zupełnie sucho.



Aby Pannonia weszła na Forda Rangera musiałem tylko zdjąć lewą stópkę, starter oraz dźwignie zmiany biegów.


Taka oto wyglądała moja podróż do Płocka. Ambicjonalnie muszę jeszcze tam Pannonią pojechać więc zapraszam do wybrania się ze mną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz