wtorek, 20 lipca 2021

XI Rajd Motocykli Zabytkowych w Płocku

 Cześć!


Zaczynam te posty tak bezpośrednio, gdyż myślę o Was - Czytelnikach - jak o dobrych znajomych, którzy nie mogli się ze mną przejechać i trzeba im zdać relację z wydarzeń weekendu. Mam nadzieję, że tak mało oficjalna forma powitania Wam nie przeszkadza. 

Kilkanaście dni temu w relacjach na Facebooku oraz Instagramie zapytałem was czy wolicie treści pisane czy w postaci video. W obu portalach zwyciężyły treści wideo, aczkolwiek w Instagramie miażdżąco a w Facebooku tylko nieznacznie. Ot taka ciekawa obserwacja. Spróbuję spełnić wasze oczekiwania i coś w najbliższych dniach przygotuję. 

Relacja czas start! 15-18 lipca odbył się XI Rajd Motocykli Zabytkowych organizowany przez Towarzystwo Motocykl Dawnych Weteran Płock. Była to III runda Mistrzostw Polski Pojazdów Zabytkowych w klasie motocykli. Jest stwierdzeniem formalnym, iż jest to  “III runda”, ponieważ w rzeczywistości była pierwszą, która odbyła się w tym roku. I runda będzie natomiast ostatnią. Chyba nie muszę pisać co jest przyczyną tego stanu rzeczy, jesteśmy zachwyceni, że odbywają się w ogóle.

Chciałbym zacząć historię od samego początku, czyli wyjazdu motocyklami do bazy rajdu - Soczewka k. Płocka, lecz nie mogę. W podróż ruszyłem dopiero po pracy w piątek o 6 rano ze spakowaną na busa wczesniej BSA. 

W czwartek za to pojechali chłopcy z ClassiC Gniezno; tata i Tomek. Podobno było szybko i bez problemu! Na miejscu spotkali Rafała z rodziną, którzy są członkami ClassiC Gniezno i przyjechali z Konina. 

Na miejscu byłem w piątek około 8:20 i pierwsze co zrobiłem, to poszedłem się zarejestrować. Tutaj spotkało mnie coś co z jednej strony nigdy miłe nie jest, ale szanuję i pochwalam, że się wydarzyło. Startując w MPPZ trzeba spełnić pewne warunki formalne. Niestety nie wypełniliśmy z Tatą jednego z nich - nie odebrałem z Automobilklubu Wielkopolskiego naszych legitymacji PZM. Bez nich nie zostanie się sklasyfikowanym. Na szczęście przewodniczący naszej komisji Piotr zorganizował ich zdjęcia i to się okazało wystarczające. Podoba mi się taki porządek, w czasie rajdu przestrzeganie zasad było widoczne często i w wielu aspektach. Uprawiamy amatorsko ten sport, co nie zmienia faktu, że jego reguły powinny być respektowane i egzekwowane. 






Wracając do ciekawszej części: jazdy. Odebraliśmy pakiety zawodników i rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Nigdy nie są one łatwe a im więcej osób jedzie w grupie, tym trwają dłużej. Trzeba się z tą prawidłowością pogodzić. Szybkie badanie techniczne - zdaliśmy celująco! Ruszamy w trasę. Fajne uczucie tylko szkoda, że pada… Zaraz za bramą ośrodka spotykamy Tomka grzebiącego coś przy motocyklu. Wieczorem zostaliśmy zaskoczeni, że była to pierwsza próba ze strony organizatorów, której przyświecała idea solidarności i koleżeństwa. Nie zatrzymaliśmy się aby pomóc innemu motocykliście, więc wpadły punkty karne. 

Początkowe kilometry wiodły częściowo przez las. Nie byłby to jakiś bardzo trudny teren, gdyby nie deszcz, który potęgował dyskomfort. Tam też zgubiliśmy: Krzyśka, Wiolettę, Piotrka i Rafała. Kolumna się rozciągnęła i postanowiliśmy zaczekać na nich przy pierwszym punkcie kontrolnym. Po wyjeździe z lasu zaczął się problem z BSA. Traciła co jakiś czas iskrę. Początkowo myśleliśmy, że to wina wody, która bombardowała nas bez litości (co z resztą nie zmieniło się przez kolejne cztery godziny). Okazało się jednak, że to nie woda a problem z iskrownikiem. Piotrek z Wrocławia, który jeździ BSA A7 więcej lat niż ja żyję szybko zdiagnozował problem i podpowiedział jak go doraźnie rozwiązać. Gdy gasła trzeba było wykręcić jedną śrubkę i szmatką przeczyścić bieżnię, po której porusza się węglik. Zdarzyło się to w ciągu dnia kilkakrotnie, również w niefortunnym miejscu jakim był most nad Wisłą na trasie numer 50.

Po dwóch godzinach dojechaliśmy do pierwszego punktu kontrolnego znajdującego się w skansenie. Tam zrobiliśmy próbę sprawnościową polegającą na wrzuceniu obręczy na słupki oraz rzucie piłką do celu. Zebrałem aż 4 punkty karne przez skrzynię biegów, której jeszcze do końca nie opanowałem. Ważnym elementem były też te dwie godziny przejazdu. Cała 150 km trasa rajdu była podzielona na etapy, które trzeba było pokonywać z określoną średnią prędkością. Tego dnia nie wyszło nam to na żadnym etapie, poprawiliśmy się w dniu następnym.






Do drugiego punktu kontroli przejazdu dotarliśmy już z mniejszym opóźnieniem. Tak padało, że nie zarejestrowałem w jakiej jestem miejscowości, pamiętam tylko salę gimnastyczną, w której napiłem się herbaty i wylałem wodę z butów. Tam też zgubiłem nakrętkę od cięgna tylnego hamulca, ale na szczęście Tomek poratował mnie dwiema nakrętkami i znów miałem czym hamować. Przy sali gimnastycznej odbywała się próba sprawnościowa polegająca na slalomie. Objechaliśmy go ładnie i oczom naszym ukazał się porównywalnie do nas przemoczony Krzysiek. Rafał z rodziną niestety zrezygnowali z dalszej podróży na trasie rajdu. Równolegle z Pobiedzisk do Soczewki wyjechali: Leszek, Paulina, Oskar i Mariusz.






Karty drogowe odebrane, więc ruszamy dalej. Po kilku kilometrach wjeżdżamy między pola. Kończy się asfalt a zaczyna… Mokra glina! Cóż za piękne 6-8 km. Motocykle jechały jak chciały. Wszystko oblepione czerwoną mazią. Itinerer niby prosty a wątpliwości ogrom. Na szczęście udało się przejechać. Uczciliśmy to postojem połączonym z odpowiedzią na pytanie znajdujące się przy pewnym kościele. Wtedy też deszcz zelżał a z czasem przestał padać w ogóle, co przyniosło nam ulgę. 



Kolejny przystanek w Wyszogrodzie. Tutaj znów dopadła nas niefrasobliwość polegająca na przejeździe przy rynku pod prąd i skutkująca złapaniem 3 pkt karnych. Szybka próba sprawnościowa, jedzenie i na motocykl. W międzyczasie trochę podsuszyłem mapy na ławce. Wsiedliśmy na maszyny tylko po to, aby przejechać kilkaset metrów. Wspięliśmy się po schodach na punkt widokowy nad Wisłą i rozwiązaliśmy matematyczne zagadki. Lubię tego typu wyzwania! Matematykę uważam za  piękną dziedzinę nauki.









Heniu zrobił nam pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy. Na pewno domyślacie się co nas zastało na trasie. Polne drogi i błoto! W pewnym momencie bardzo głębokie, gdyż po burzach, które nawiedziły okolicę dwa dni wcześniej, osunęła się skarpa. W najgorszym miejscu spotkaliśmy Jacka, który proponował przejazd inną drogą. Jednak jak dobrze wiemy motocykle z lat 50 i 60 przewidywały tego typu niedogodności, więc pozwoliły nam przejechać przez zawalisko a dalej przewiozły błotem przez las. W ten sposób dotarliśmy do kolejnego punktu, gdzie odbywała się wolna jazda. Konkurencja, w której trzeba pokonać wyznaczony odcinek w jak NAJDŁUŻSZYM CZASIE, takie odwrócone wyścigi. 







Dotarliśmy do bazy i zdziwiliśmy się jak bardzo jesteśmy oblepieni błotem. Z resztą na zdjęciach możecie zobaczyć jak wyglądały motocykle. Na miejscu też czekała na nas ekipa z Pobiedzisk i reszta ludzi z ClassiCa. To był piękny porajdowy wieczór integracji z osobami, których dawno nie widziałem.




W MPPZ jeden dzień zmagań to nie koniec. Są dwa. Pierwszego dnia zrobiliśmy 150 km a drugiego czekało nas tylko 50 z metą na Płockim rynku. Skoro świt, a przynajmniej w miarę, ruszyliśmy. Tego dnia słońce operowało bardzo intensywnie, jak zwykle zapomniałem posmarować karku kremem z filtrem czego później żałowałem.

Tego dnia dostąpiłem zaszczytu poprowadzenia naszej ogromnej grupy. Ogromnej, bo liczącej aż trzynaście motocykli. Trasa była łatwa i krótka, lecz do pierwszego punktu zdążyliśmy zgubić Oskara. Wykonaliśmy próbę sprawnościową, rozwiązaliśmy test wiedzy o polskich filmach i się odnalazł!




Już bez piachu i lasu pojechaliśmy wąskimi asfaltami do kolejnego punktu. Tam czekał na nas kolejny slalom, tylko trudniejszy.  Trudność polegała na tym, że losowało się jedną z czterech tras przejazdu, zatem trzeba było zapamiętać wszystkie.

Chwilę nam zajęło wykonanie tego i ruszyliśmy do Płocka. BSA kilka razy się zatrzymała, ale w przyzwoitym czasie dotarliśmy na rynek. Tam odbył się konkurs elegancji połączony z próbą sprawnościową. Był tam człowiek, który opowiadał publice o motocyklach, które widzą w czasie zmagań. 




Przy rynku zrobiliśmy też sobie kawowo-obiadową przerwę. W jej czasie narodził się pomysł, aby nie wracać prosto do bazy, tylko gdzieś się przejechać. Po dość burzliwych obradach ustaliliśmy trasę mającą 60 km oraz skład wyjazdu. Nie wiem czy mogę pisać o tym, że Klasyki w Podróży mają jakiś skład, bo nie jesteśmy żadną formalną grupą. Ale na przejażdżkę wybrali się ludzie, od których się to wszystko zaczęło: Leszek, Irek, Krzysiek, Tata i ja. Wyjechaliśmy z Płocka w kierunku Gostynina. Zaraz za mostem zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym na Płock. Kolega zrobił nam zdjęcie i dalej w drogę. Jechało się pięknie. W Gostyninie umyliśmy z błota motocykle i okrężna drogą pojechaliśmy w stronę bazy rajdu. Po drodze w lesie napotkaliśmy ruch wahadłowy, za którym Besa znów odmówiła posłuszeństwa. Poza standardowym czyszczeniem pojawił się drugi, większy problem. Rozszczelnił się zbiornik paliwa, prawdopodobnie na szwie. Ciekło tak bardzo, że zaczął odchodzić lakier. Szybko do bazy i od razu zacząłem spuszczać paliwo, aby nie kapało mi w busie. Wymarzoną sytuacją byłoby, gdyby paliwa było tyle co kot napłakał, jednak nie... Spuścić trzeba było cały bak, gdyż w Płocku zalałem go do pełna. Paliwo wlałem do Piotrka BMW, dzięki czemu nie musiał się martwić o tankowanie.









Po tym wszystkim bazę rajdu odwiedziła Kaśka prowadząca bloga Klasyk w Kobiecych Dłoniach. Przybiliśmy piątkę, pogadaliśmy chwilę i zacząłem pakować motocykl na busa. Sobota była dla mnie dniem powrotu ze względu na pracę. Co się działo dalej trudno mi powiedzieć. Na pewno była integracja i rozdanie nagród. Tata w swojej kategorii był 4, ja zaś 2. 

W niedzielę już byłem w pracy a cała ekipa bezpiecznie dotarła motocyklami do domu.

Jaki był ten rajd? Fajny. Niczego mu nie brakowało i często pozytywnie zaskakiwał. Na pewno chciałbym wrócić do tych ludzi w przyszłym roku. Niestety widzę, że nie mają za bardzo składu do organizacji. Smutne to, gdyż pomysły są przednie i gdy już są osoby do realizacji, to jest ona na najwyższym poziomie.  


2 komentarze:

  1. My powoli szykujemy się do wyjazdu na urlop. odliczam już dni :D Jeszcze chcę kupić deskę do pływania i kamizelkę z https://gosup.pl/kamizelki-asekuracyjne-10 Obiecałam sobie, że w tym roku będę szaleć w wodzie. Zawsze siedziałam na plaży, ale koniec z tym! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń